Trzy scenariusze i jedno rozwiązanie

Aktualności

                                              

Piszę ten tekst 22 dnia agresji Rosji na Ukrainę, co jest o tyle istotne, że wszelkie dywagacje na temat jej zakończenia mogą okazać się w każdej chwili nieaktualne z uwagi na tempo wydarzeń i ich nieprzewidywalność. Tym niemniej zaryzykuję nakreślenie bez emocji, co jest niezmiernie trudne, trzech możliwych scenariuszy, z których każdy może stać się rzeczywistością.

Pierwszy możliwy scenariusz, to jeszcze większe sankcje krajów zachodnich wobec Rosji i zmasowane dostawy broni na Ukrainę. Drugi to wysłanie na Ukrainę sił zbrojnych NATO w celu jej obrony. Trzeci scenariusz to negocjacje, które doprowadziłyby do zakończenia tej absurdalnej wojny.

Pierwszy scenariusz, to jest sankcje gospodarcze i dostawy broni realizowany jest przez państwa zachodnie od pierwszego dnia wojny, początkowo nieśmiało, jak choćby wysłanie przez Niemcy 800 hełmów na Ukrainę, aż po sankcje gospodarcze, które doprowadziły do sytuacji w której Rosja stała się najbardziej obłożonym sankcjami państwem na świecie, wyprzedzając Iran i Koreę Północną. Niewątpliwie utrudniło to funkcjonowanie rosyjskiej gospodarki powodując masowe wyciąganie gotówki z banków, podwyżkę stóp procentowych, wykupywanie towarów ze sklepów, a w konsekwencji może doprowadzić do recesji, a nawet do katastrofy gospodarczej.

Ale dalsze zwiększanie sankcji, jak choćby propozycja zakazu importu gazu i ropy z Rosji to broń obosieczna. Mogły sobie na to pozwolić USA, które w dużej mierze, jeżeli chodzi o gaz i ropę są samowystarczalne, czy też na przykład Hiszpania importująca te surowce z Algierii i Kataru, ale już na pewno nie Łotwa, Słowacja, Czechy i Estonia w 100 % uzależniona od dostaw z Rosji. A czy Polska może sobie na to pozwolić? Pytanie retoryczne, bo 54 % gazu i 65% ropy sprowadzamy właśnie z Rosji. Wśród państw Unii Europejskiej jesteśmy na trzecim miejscu pod względem importu z Rosji tych surowców, tak więc zwiększenie sankcji gospodarczych uderzyłoby w Rosję, ale także będzie miało negatywne skutki dla gospodarki europejskiej i niestety także dla Polski.

W Rosji skutki sankcji odczuje w pierwszej kolejności wcale nie tak mała tak zwana klasa średnia, bo to że oligarchowie rosyjscy z miliarderów staną się milionerami nie stanowi dla mnie powodu do roztkliwiania się nad nich losem. Sankcje nakładane przez USA na prezydenta Rosji i osób z jego otoczenia są ważne, ale mają bardziej charakter symboliczny, gdyż raczej nikt z tych osób w najbliższych dniach nie wybiera się na urlop za granicę. Dla 80% Rosjan sankcje nie mają realnego wpływu na ich codzienne życie. Jak donosi w swoim reportażu z Rosji Emmanuel Carrere opublikowanym w Le Nouvel Observateur, Rosjanin żyjący na Syberii nie wyjeżdża na narty do Courchevel i nie porusza się Jaguarem, często nie ma także paszportu, nawet nie chodzi do Mc Donalda, nie mówiąc już o korzystaniu z hotelu, a brak karty kredytowej nie jest dla niego powodem do depresji. Co gorsze, o czym donosi pisarz z zaskoczeniem i niedowierzaniem, sankcje nakładane na Rosję skutkują według jego oceny jeszcze większym poparcie dla wojny na Ukrainie, co zmniejsza radykalnie możliwość jakiejkolwiek rewolty przeciwko Putinowi.

Stawianie dalszego oporu przez Ukrainę jest uzależnione od dostaw broni przez państwa zachodnie. Unia Europejska przeznaczyła na ten cel 500 mln euro, co nie jest jakąś zawrotną sumą, ale w ostatnich godzinach pojawiła się informacja, że ta kwota może zostać nawet podwojona. W przypadku Niemiec poza wspomnianymi hełmami (ostatecznie wysłano ich 5000), skończyło się jedynie na licznych zapewnieniach o przekazaniu broni przeciwpancernej produkcji rosyjskiej, pochodzącej jeszcze z czasów NRD. Węgry ograniczają swoją pomoc wyłącznie do akcji humanitarnej, odmawiając transportu broni przez swoje terytorium. Francja po zapewnieniach prezydenta Emanuela Macrona, że nie jest w stanie wojny z Rosją dostarczy Ukrainie wyłącznie paliwo i bliżej nieokreślony sprzęt obronny. USA lada dzień mają ogłosić kolejną transzę pomocy wojskowej dla Ukrainy opiewającą na kwotę 800 mln dolarów. Według niektórych mediów największe wsparcie Ukrainie bo w wysokości 950 mln dolarów przekazała Polska w postaci amunicji, broni palnej, zestawów rakietowych, moździerzy, dronów, kamizelek kuloodpornych oraz sprzętu związanego z infrastrukturą wojskową. Czy to wystarczy, aby obronić Ukrainę? Zdania są podzielone. Francuscy wojskowi nie dają jej większych szans. Przeciwnego zdania jest generał Waldemar Skrzypczak, według którego przewaga jest po stronie Ukrainy a nie Rosji. Na pewno obecna wojna to nie zajęcie Krymu przez Rosję bez jednego wystrzału, pomimo stacjonujących tam 18000 ukraińskich żołnierzy. Rosyjska inwazja napotyka coraz większy opór. Według szacunkowych danych zginęło 7000 rosyjskich żołnierzy, ale ogromne straty są także wśród ludności cywilnej. Czy obrona Ukrainy za każdą cenę ma sens? Na to pytanie mają prawo odpowiedzieć jedynie Ukraińcy.

Drugi scenariusz brany także pod uwagę przez wydawałoby się znawców tematu, na przykład generałów Stanisława Kozieja czy Romana Polko, to udział zbrojny NATO w wojnie przeciwko Rosji po stronie Ukrainy, co oznacza de iure i de facto wypowiedzenie wojny Rosji, bo czymże innym jest wejście wojsk NATO na teren Ukrainy w celu ochrony konwojów z zaopatrzeniem dla armii ukraińskiej, czy też ustanowienie strefy zakazu lotów nad zachodnią częścią Ukrainy. Skutki tej wydawałoby się prostej i słusznej decyzji są możliwe do przewidzenia. Oznaczają one trzecią wojnę światową i już nie tysiące ofiar, ale miliony i to w całej Europie; to realna możliwość użycia broni atomowej, na początek być może tylko taktycznej. Czy naprawdę ma dla nas Polaków stanowić pocieszenie to, że jeśli zrzucona zostanie bomba jądrowa na Warszawę, to nasi sojusznicy, też posiadający taką broń, zrzucą bombę na Moskwę? Musimy pamiętać, że często ostatnio przywoływany art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego wcale nie oznacza, iż w przypadku napaści na Polskę wszyscy pozostali członkowie NATO automatycznie udzielą jej pomocy, na co trafnie zwrócił uwagę były Minister Obrony Narodowej Janusz Onyszkiewicz w trakcie dzisiejszej konferencji na temat ,,Wyzwań polityki zagranicznej i bezpieczeństwa RP w obliczu wojny w Ukrainie”. Zgodnie z treścią artykułu 5, państwa NATO mogą to zrobić, jeżeli uznają to za konieczne. Niestety, nie obowiązuje tu automatycznie mylnie często przywoływana zasada:  ,,jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Trzeci scenariusz, nie tak efektowny jak pierwszy, to żmudne i jakże trudne negocjacje zapewne także z udziałem największych mocarstw takich jak USA, Chiny, Niemcy, Francja i Anglia. Takie rozwiązanie jest w dalszym ciągu możliwe, gdyż pomimo sankcji i dostarczaniu broni przez zachodnie państwa, żadne z nich nie zerwało stosunków dyplomatycznych z Rosją. Wielu przywódców państw jest nadal w stałym kontakcie z prezydentem Rosji. Prezydent Ukrainy z uwagi na jednoznaczne stanowisko NATO nieangażowaniu się militarnie na terenie Ukrainy, zdaję się być coraz bardziej przekonanym do idei Ukrainy jako państwa neutralnego na wzór Austrii czy Finlandii. Nie wiem jak obecnie, ale przed wybuchem wojny, większość Ukraińców opowiadała się za przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej, ale była przeciwna wstąpieniu do NATO. Kilka lat temu Zbigniew Brzeziński, a trudno go podejrzewać o poglądy prorosyjskie, w jednym ze swoich wywiadów też był zdania, że najlepszym rozwiązaniem dla Ukrainy byłby status państwa neutralnego. Poszedł nawet dalej twierdząc, że Ukraina nie powinna dysponować bronią ofensywną, a jedynie defensywną.

Niewątpliwie w trakcie negocjacji trudnym problemem będzie status Donieckiej i Ługańskiej Republiki uznanych przez Rosję. W tym przypadku podstawą rokowań mogłaby być realizacja porozumień mińskich  z 2014 r., które między innymi przewidywały nadanie Donbasowi specjalnego statusu i przeprowadzenie wyborów lokalnych na tym terenie.

Najtrudniejszy punkt rokowań to kwestia Krymu, bo uznanie języka rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego nie powinno stanowić większego problemu bo prawdą jest, iż duża część Ukraińców, a także jej elity posługują się tym językiem. Denazyfikacja Ukrainy, żądanie Rosji mocno przesadzone, bo z całą pewnością Ukraina nie należy do tej kategorii państw, jest bardziej kwestią symboliczną i nie powinno stanowić przeszkody do zawarcia pokoju.

Każde negocjacje wymagają opanowania emocji co jest niezmiernie trudne, szczególnie w obecnej sytuacji, dlatego niepotrzebne są nawoływania niektórych polskich polityków i dziennikarzy do ,,zagłodzenia Rosji”, bądź ,,wymazania jej z Europy”. W przeciwnym wypadku nawet gdy dojdzie do zawarcia rozejmu, a może i pokoju między Rosją i Ukrainą, a niczego dzisiaj bardziej nie pragnę, to za kilka lat, a może i wcześniej dojdzie do nowego konfliktu, tylko na jeszcze większą skalę.

                                                                                   adw. Marek Czarnecki