Żegnaj Wielka Brytanio!

Aktualności

I stało się. Wielka Brytania opuściła Unię Europejską. Formalnie. Rozwód stał się faktem. W Parlamencie Europejskim nie ma już brytyjskich posłów. A zasiadali tam nieprzerwanie 47 lat. Osobiście znałem wielu brytyjskich parlamentarnych weteranów. Zarówno konserwatystów, jak i europosłów grupy Nigela Farage’a. Z ojcem chrzestnym brexitu Farage’em rozpoczęliśmy współpracę ponad 15 lat temu. Wówczas to 10 polskich europosłów wybranych z listy Ligii Polskich Rodzin stworzyło w Brukseli koalicję z jego partią UKIP. Nigel Farage został współprzewodniczącym naszej frakcji Niepodległość i Demokracja, a mnie po pewnym czasie wybrano szefem biura frakcji (President of Bureau).

Ciekawe to były doświadczenia. Nasi brytyjscy koledzy wówczas mieli zwyczaj, notabene podtrzymywany przez następnych 15 lat, że niemal każdą swoją przemowę w sali plenarnej w Brukseli czy Strasburgu, kończyli sakramentalnym stwierdzeniem: „…a poza tym uważam, że Wielka Brytania powinna opuścić Unię Europejską”. Bez względu na temat debaty, czy dyskutowano o „Roli i znaczeniu cyrku w Unii Europejskiej”, czy o przybliżaniu przestrzeni kosmicznej do Ziemi, czy o mocowaniu lusterek wstecznych w ciągnikach rolnych leśnych, muszlach dwuklapkowych czy  Eurokonstytucji, końcówka przemowy zazwyczaj była taka sama: „….a poza tym uważam, że Wielka Brytania powinna opuścić Unię Europejską”.

Pamiętam śmiechy na sali. Śmiano się z nich oraz z całej naszej grupy. Atawistyczne odruchy lekceważenia i wręcz pogardy towarzyszyły euroentuzjastom i eurofanatykom niemal do końca. Zrzedły im jednak miny po brexitowym referendum w czerwcu 2016 roku. Wówczas to Nigel Farage w Parlamencie Europejskim przypomniał: „Gdy 17 lat temu przyszedłem tu i zapowiedziałem, że wyprowadzę Wielką Brytanię z Unii Europejskiej to się śmialiście, teraz nie jest wam do śmiechu”. Podobne słowa padły ponad tydzień temu, gdy brexit stawał się faktem.

Zwolennicy brexitu przebyli długą drogę. Wspomniany Nigel Farage początkowo był aktywistą partii konserwatywnej, która w Parlamencie Europejskim pozostawała w sojuszu z niemieckimi europosłami Angeli Merkel, a później z polskimi z Platformy Obywatelskiej. Farage opuścił jednak konserwatystów ze względów ideowych, powołując ruch na rzecz niepodległości Wielkiej Brytanii, czyli wyrwania się z niewoli Unii Europejskiej. Nieustanna argumentacja i polityczna presja na konserwatystów wymusiła na nich zdystansowanie się w Brukseli od niemieckiego koalicjanta, a następnie wyjście z grupy politycznej i powołanie własnej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Dobrze wiem, że premier David Cameron tego nie chciał, był domówiony z Angelą Merkel, ale przejmowanie elektoratu konserwatywnego przez UKIP Faraga, zmusiło premiera do tego kroku. Podobnie zmuszony został on do rozpisania brexitowego referendum, którego de facto był przeciwnikiem. Gdy okazało się, że jego koncepcja przegrała, podał się do dymisji. Trzy i pół roku zawirowań i po przeprowadzeniu przedterminowych wyborów nad Tamizą, nowy premier Boris Jonson, wspierany przez Farage’a, wraz ze swymi rodakami rozstał się z Unią Europejską.

Wprawdzie do końca tego roku będą prowadzone jeszcze rozmowy na okoliczność ułożenia osobnych relacji, ale to już tylko didaskalia. Brytyjczyków w Unii już nie ma. Pozostała wyrwa, także w Parlamencie Europejskim. Miast zadręczać się pytaniami jak i czy w ogóle Wielka Brytania poradzi sobie poza Unią Europejską, czas na poważnie się zastanowić, czy i jak Unia Europejska poradzi sobie bez Wielkiej Brytanii. Zniknie bowiem blisko 20 miliardów euro, które co roku kraj ten wpłacał do unijnej kasy. (A wydatki Unia mnoży). Wraz z brytyjskimi europosłami z unijnych budynków wyparuje pokaźna dawka rozsądku i pragmatyzmu. W odstawkę pójść może język angielski. Unii grozi poważna utrata prestiżu na arenie międzynarodowej. Przykład Wielkiej Brytanii może zachęcić inne kraje do „exitu”, czyli wyjścia. Warto o tym choć chwilę pomyśleć, wydobywając z siebie słowa: „Żegnaj Wielka Brytanio” i machając chustką na pożegnanie.