Koronawirusmisja

Aktualności

Oto przyszło nam żyć w stanie zagrożenia, epidemicznego. Atakuje nas wirus w koronie. Do Europy przywędrował on z Chin, a do Polski, głównie z Italii. Początkowo traktowany był on lekce, a obecnie z niezwykłą surowością. Na początku marca posłowie i senatorowie, wszystkich opcji, wyjątkowo zgodnie przegłosowali ustawę o szczególnych rozwiązaniach i zwalczaniu koronawirusa oraz wywołanych przez niego sytuacji kryzysowych. Ograniczyło to drastycznie nasze swobody obywatelskie, ale  cóż począć w obliczu pandemii. Nie minęły dwa tygodnie, a minister zdrowia ogłosił w Polsce stan epidemiczny. Oznaczało to zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób, zamknięcie szkół, uniwersytetów, przedszkoli, galerii handlowych, teatrów, klubów, bibliotek, restauracji, barów, kin, teatrów. Słowem większość ludzi zamknęła się w domach i drży.

Zalecana jest praca zdalna, przez Internet, lekcje też przez Internet, odejście od płatności gotówkowej etc. Wszystko zdalnie, z domu, aby nie zarażać i nie być zarażonym. Niektórzy wieszczą, że stan ten może trwałe zmienić funkcjonowanie społeczeństw, które ze strachu godzą się na naruszanie naturalnych granic wolności. A propos granic, to niektóre kraje Unii Europejskiej zaczęły zamykać granice, przywracając szczegółowe kontrole.

Polska również zawiesiła podstawową unijną zasadę swobodnego przepływu osób, za co spotkała się z krytyką szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Po chwili refleksji i ona jednak dopuściła 30-to dniowe zamknięcie granic UE. Ta chwiejność i nieporadność jak na dłoni pokazuje fikcję skuteczności unijnych procedur, które teoretycznie istnieją. [Za wcześniejszą zgodą Komisji Europejskiej, w szczególnych wypadkach, państwo członkowskie może przecież czasowo granice zamknąć.] Gdy strach zagląda w oczy, mało kto zwraca uwagę na procedury. Nie oznacza to bynajmniej, że politycy działają po omacku. Pilnie baczą na efekt polityczny we własnym kraju.

Wielu zastanawia się dlaczego mimo tak groźnej sytuacji nie wprowadza się w Polsce stanu wyjątkowego. Ustawa taka od dawna istnieje, co więcej nie trzeba byłoby innych uchwalać. Jak zwracają mi uwagę chłodno myślący prawnicy, zastosowanie tej ścieżki prawnej wymusiłoby nie tylko przesunięcie wyborów prezydenckich w czasie, ale przede wszystkim wypłatę przez skarb państwa odszkodowań wszystkim firmom, w ogóle każdemu kto poniósł straty finansowe w tym okresie. W grę wchodzą dziesiątki miliardów złotych. Po cóż więc ryzykować. Lepiej na bazie strachu wprowadzać rozwiązania nowe. Strach oczywiście można  dość łatwo rozbudzić, a później w sposób kontrolowany go wygaszać.

Parę tygodni temu, gdy do naszych polskich bram pukał koronawirus, uczestniczyłem w spotkaniu z jednym z głównych ekspertów odpowiedzialnych za epidemie. Organizował on już wówczas miejsca kwarantanny, ale jednocześnie dziwił się powszechnej psychozie. Uważał, że koronawirus jest de facto łagodniejszy od grypy, sam z siebie nie zabija, może wzmóc tylko powikłania chorujących już osób. Zalecał zachowanie higieny i powstrzymanie się od paniki. Inny profesor, ekspert od epidemii, w telewizji dowodził, że grypa jest o wiele bardziej groźna niż COVID-19, czyli koronawirus. Tylko przez dwa tygodnie lutego – dowodził – na grypę zachorowało w Polsce  215 tysięcy osób, z czego zmarło 8. Nie ma nawet porównania więc z koronawirusem.

Strach jednak jest nieporównanie większy. Pytanie brzmi: jak długo można będzie nim zarządzać gdy okaże się, że wspomniani profesorowie mieli rację i lęki okażą się przesadzone? W poszukiwaniu odpowiedzi myślami możemy przenieść się do fabuły filmu Juliusza Machulskiego pt. „Seksmisja” sprzed 37 lat. Główni bohaterowie, Maksio i Albercik, po kilkudziesięciu latach hibernacji budzą się pod ziemią w świecie samych kobiet, które nie wychodzą na zewnątrz ze względu na niebezpieczne dla życia kontaminacje. Wkrótce odkrywają, że skażenie radioaktywne na Ziemi to mistyfikacja, a Jej Ekscelencja, udająca kobietę, jest mężczyzną. Notabene trzeźwo myślącą. Po odkryciu prawdy, czyli, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma, bynajmniej nie wyrywa się uświadamiać kobiet twierdząc, że skoro zdecydowały się już żyć pod ziemią, to po co je wyprowadzać z błędu. Zwłaszcza, że w poczuciu zagrożenia łatwiej nimi kierować. Można się więc zastanowić, czy jeśli zagrożenie koronawirusem okaże się niegroźne, zostaniemy o tym rzetelnie poinformowani, czy wzorem Jej Ekscelencji rządzący nami będą tak długo jak tylko się da podtrzymywać wersję skażenia wirusoaktywnego, kamuflując drogi wyjścia i blokując tajemnym hasłem windę prowadzącą do wolności. Wówczas potrzebna będzie swoista „koronawirusmisja”, która nas oswobodzi.