Paraliż Unii

Aktualności

Koronawirus to temat numer jeden wszystkich mediów w Europie, także w Polsce. COVID-19, bo tak nazywa się choroba, przywędrował z Chin do Unii Europejskiej, powodując jej paraliż. Przypadki tej, w sumie chyba niegroźnej choroby, odnotowano we wszystkich krajach Unii. Objawy jej przypominają grypę, jednakże powikłania pogrypowe są podobno o wiele bardziej niebezpieczne niż koronawirusa. Ten ostatni jest nowy, niezbadany. Powoduje więc daleko większy strach. Unia Europejska od lat z różnymi „strachami” walczy, ale tym razem sama jest w strachu I, o dziwo, tego nie ukrywa. Ze strachu przed koronawirusem odwołano ostatnią sesję plenarną Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, przenosząc ją do Brukseli. Obrady zredukowano do minimum.

Wystarczyło półtora dnia i było po wszystkim. Po co właściwie organizowano posiedzenie? Odpowiedź jest prosta. Trzeba było omówić sytuację w Unii Europejskiej w związku z epidemią koronawirusa. Posłowie przyjechali, się wypowiadali, a służby parlamentarne odnotowały, że „podkreślili (oni) potrzebę spowolnienia rozprzestrzeniania się tej choroby w całej Europie”. Brawo! Też wszyscy tego sobie życzymy! Ale, ale, oprócz pochwał dla pracowników służby zdrowia walczących z koronawirusem, padły konkretne postulaty, ba rozwiązania, po których możemy czuć się bezpieczniej. W przyszłości…. . Oczywiście. Brzmiały one: „Zestawy testowe, maski i respiratory oddychania muszą być produkowane w UE a ich zakup możliwy we wszystkich państwach członkowskich” oraz postulowano „zwiększenie funduszy na wspólne badania w celu zwalczania wirusa” – w przyszłości…. .

Cóż jedna robić teraz? Tu błysnął przykładem sam przewodniczący Parlamentu Europejskiego Włoch David Sassoli, który na wspomniane obrady osobiście nie przybył, zamknął się w swoim brukselskim mieszkaniu i ogłosił dobrowolną dwutygodniową kwarantannę. Przez ten czas będzie sam się obserwował i z mieszkania kierował pracami Parlamentu Europejskiego, którego drzwi już wcześniej zamknięto dla odwiedzających, wycieczek, zlikwidowano wystawy i tym podobne wydarzenia. Można by rzec, że to klasyczny obraz skuteczności Unii Europejskiej w pigułce, który da się ekstrapolować na wiele innych pół jej aktywności. Co mają robić obywatele Unii? To proste, czytać rezolucje Parlamentu Europejskiego oraz obserwować i naśladować jej umiłowanych przywódców. W Komisji Europejskiej jest już koronawirus, więc strach, w Radzie już też jest koronawirus, więc strach, a w Parlamencie Europejskim? Ogłoszono, że następna sesja plenarna znów nie odbędzie się w Strasburgu (ze względów bezpieczeństwa), więc strach. Tutaj powstaje jednak dodatkowy problem. W komunikatach prasowych czytamy bowiem, że decyzje w sprawie skasowania posiedzeń Parlamentu Europejskiego w Strasburgu podjął przewodniczący PE wraz ze stosownymi gremiami. Problem polega jednak na tym, że te unijne gremia nie są władne same o tym zadecydować.

Zgodnie z traktatami, czyli pierwotnym źródłem prawa w UE, sesje plenarne Parlamentu Europejskiego muszą odbyć się 12 razy w roku w Strasburgu. Podkreślam, to obowiązek traktatowy. Francuzi sobie to zagwarantowali. Co miesiąc posłowie przyjeżdżają do Strasburga, a gdy w sierpniu wypoczywają, to w październiku przyjeżdżają tam dwa razy, aby uzupełnić ten „niedoskok” traktatowy. Na każde tego typu „strasburskie” odstępstwo traktatowe musi wyrazić zgodę prezydent Francji. Dotychczas nie nagłaśnia się jakoś jego opinii w tej sprawie. Jak pamiętam, w ciągu ostatnich 15 lat tylko raz miał miejsce podobny wypadek, gdy zawalił się sufit w sali plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Naprawiano go w iście ekspresowym tempie. Straty finansowe miasta Strasburg były wówczas ogromne. Tyle tysięcy ludzi nie przyjechało do Strasburga i w Brukseli wydawało pieniądze na hotele, restauracje, taksówki, fryzjerów etc. Teraz jest podobnie. Właściwie, skoro zarówno w Belgii jak i we Francji ludzie zarażeni są koronawirusem, to dlaczego rezygnować akurat z francuskiego Strasburga? Dodatkowo, każda tego typu sytuacja, wzmaga w ogóle dyskusje o konieczności likwidacji siedziby Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, która przez 310 dni w roku i tak stoi pusta, generując koszty; o kosztach dojazdu, niepotrzebnej emisji wielu ton dwutlenku węgla nie wspominając. A wiele innych absurdów czeka od dawna w kolejce. Nie jest wykluczone, że rozwój dyskusji w tym kierunku, może doprowadzić do podobnego, jeśli nie większego paraliżu Unii, niż rozprzestrzenianie się i straszenie koronawirusem.