Mec. Marek Czarnecki: moja teoria spiskowa

Aktualności

,,Lockdown (zamknięcie) to podejście średniowieczne, katastrofalne ekonomicznie oraz społecznie, które nie było konieczne. Głównym celem COVID – 19 było maksymalne zarażenie tak wielu ludzi jak to tylko możliwe, maksymalne zadłużenie tylu państw, jak to tylko możliwe, w ramach próby wykreowania nowego ładu społeczno – gospodarczego. Dziś mamy wiedzę historyczną dotycząca pandemii i jej skutków i wiemy, że w większości państw reakcje były zdecydowanie przesadzone i niepotrzebne”. (Business Insider z 19 lipca 2020 r.)

Czyżby kolejna teoria spiskowa, jeszcze jeden oszołom, czy też niedouczony ekonomista? Nie, to prof. Konrad Raczkowski, były wiceminister finansów, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, dyrektor Instytutu Ekonomicznego Społecznej Akademii Nauk.  

W Polsce w czasie epidemii udało się nawet przeprowadzić wybory prezydenckie, mimo iż liczba zachorowań w lipcu była dużo większa niż w maju. Przy okazji koronawirusa  znowelizowano także ustawę z 2 marca 2020 r. o zmianie niektórych ustaw w zakresie systemu ochrony zdrowia związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID – 19, zawieszając na czas epidemii odpowiedzialność karną urzędników za przekroczenie przepisów przy zamówieniach publicznych, co stanowi wręcz zaproszenie i zachętę  do wszelkiej maści przewałek. Skutki wszyscy znamy: przepłacone maseczki, nadające się tylko do wyrzucenia testy na koronawirusa, zamówione i z góry zapłacone respiratory, których nikt nie widział na oczy. W normalnym państwie w okresie zagrożenia, a stan epidemii niewątpliwie spełnia ten warunek, przepisy o odpowiedzialności karnej się zaostrza, u nas… odwrotnie.  Co ciekawsze, za takim rozwiązaniem głosowała także opozycja wychodząc chyba słusznie z założenia, że przepis zwalniający z odpowiedzialności karnej to prawdziwy skarb, który może się okazać przydatny w przypadku dojścia do władzy, a także w sytuacji, gdy główny strateg gospodarczy Polski –  Minister Rozwoju, Wicepremier Jadwiga Emilewicz zapowiada (Gazeta .pl.), iż ,,po epidemii  na rynek niemal z dnia na dzień trafi 40 mld zł. Nad Polską przeleci olbrzymi helikopter z pieniędzmi.” Przeleci…, ale czy wyląduje?

Ale co tam jakieś 40 mld zł. Prawdziwy grad pieniędzy zapowiedzieli przedstawiciele 27 państw Unii Europejskiej na szczycie w Brukseli. W ramach Funduszu Odbudowy Komisja Europejska pożyczy od zewnętrznych instytucji finansowych gigantyczną kwotę 750 mld euro, na którą składa się 390 mld euro tzw. bezzwrotnych subwencji (termin mylący o czym w dalszej treści artykułu) i 360 mld euro kredytów gwarantowanych przez wszystkie kraje Unii. Sytuacja bez precedensu – po raz pierwszy w historii Komisja Europejska zaciąga astronomiczny kredyt 750 mld euro, obciążając spłatą państwa członkowskie, co dla niektórych może być nie do udźwignięcia.

Kto na tym skorzysta, a kto straci? Z kwoty 390 mld euro subwencji największym beneficjentem są Włochy, które na walkę z następstwami koronowirusa otrzymają 81 mld euro, Hiszpania 80 mld euro i Francja 40 mld euro. Niemcy, Holandia, Szwecja, Dania i Austria uzyskali znaczące obniżenie składki członkowskiej. Holandia też może mówić o sukcesie, gdyż zapewniła sobie możliwość nie wpłacania do kasy Unii części przychodów z ceł.

Ale o największym sukcesie mogą mówić ci, którzy nie brali bezpośrednio udziału w szczycie przedstawicieli rządów państw UE – to instytucje finansowe, które pożyczą pieniądze Komisji Europejskiej, z gwarancją solidarnej spłaty przez wszystkie państwa członkowskie. Genialny interes. Chapeau bas – prezydent Francji Emmanuel Macron naprawdę dużo się nauczył pracując w banku Rothchilda.

Wiemy już kto zyskał – w takim razie czy ktoś stracił? Polscy negocjatorzy wynegocjowali 34 mld euro subwencji, co niewątpliwie stanowi znaczącą kwotę, ale jej otrzymanie jest uzależnione dodatkowo od przestrzegania przez Polskę zasad praworządności  z czym delikatnie mówiąc, mamy pewien problem. Kwoty tej możemy także nie otrzymać, gdy okaże się, że…zbyt dobrze sobie radzimy z popandemiczną odbudową gospodarki, co nie jest wcale wykluczone.  Ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze nas czeka po 2027 r., gdy nadejdzie czas spłaty kredytu zaciągniętego przez UE, a wówczas Polska jako płatnik netto będzie musiała zwrócić do kasy Unii 14,8 mld euro z otrzymanych 34 mld euro, gdy się okaże, że planowane dodatkowe przychody Unii z tytułu sprzedaży zezwoleń na emisje z tytułu CO2, tzw. opłata węglowa za emisje nakładana na towary importowane spoza Unii, opodatkowanie działalności korporacji międzynarodowych na terenie Unii oraz podatek cyfrowy nie wystarczają na spłatę kredytu. A wszystko to w imię solidarności europejskiej, niewiele mającej wspólnego jak się okazuje z elementarną sprawiedliwością, gdyż o czym chyba wielu zapomniało, albo nie chce pamiętać, pomimo 16 lat w UE, wciąż należymy do grupy najbiedniejszych państw. W najbliższej przyszłości możemy również zapomnieć o wyższych dopłatach dla rolników, na badania rozwojowe, służbę zdrowia, gdyż przedstawiciele 27 państw zadecydowali o obniżeniu funduszy na powyższe cele.

O ostatnim szczycie niektórzy mówią, że miał charakter historyczny i mają rację, nie tylko ze względu na imponującą kwotę kredytu zaciągniętego przez UE gwarantowaną przez państwa członkowskie, ale na przyspieszonej, żeby nie powiedzieć ekspresowej federalizacji i fiskalizacji UE pod bezdyskusyjnym przywództwem  Niemiec. Bez koronawirusa, a przede wszystkim bez zamknięcia na wiele miesięcy gospodarek europejskich, a w konsekwencji wywołania recesji na niespotykaną skalę w powojennej historii Europy, w ciągu zaledwie kilku miesięcy Niemcy osiągnęli cel, który wydawał się mało realny i bardzo odległy. Aż się nasuwa słowo – Blitzkrieg. I jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe?