Z dr. Krzysztofem Kawęckim, politologiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Małgorzata Kidawa-Błońska została kandydatką Platformy na prezydenta. Zaskoczenia wynikiem tzw. prawyborów w Platformie chyba nie ma?
– Oczywiście nie jest to żadne zaskoczenie. Ten wynik był przewidywalny. Wprawdzie można było oczekiwać jeszcze większej przewagi Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale z pewnością fakt, że to wicemarszałek Sejmu, a nie prezydent Poznania będzie kandydatem Koalicji Obywatelskiej w pierwszej turze wyborów prezydenckich, absolutnie nie zaskakuje.
Kidawa-Błońska stwierdziła, że życzyłaby sobie, żeby rywalizacja w kampanii prezydenckiej wyglądała tak, jak prawybory w Platformie.
– Broń nas Panie Boże od takiej kampanii i wyboru. Te prawybory i to, co je poprzedziło, co trudno nazwać kampanią w Platformie, było po prostu nijakie. Zresztą sam Jacek Jaśkowiak – w jednej ze swoich wypowiedzi – stwierdził, że mało było debat regionalnych między nim a kontrkandydatką Małgorzatą Kidawą-Błońską. I faktycznie, bodajże jedna debata jak się odbyła, była zupełnie bezbarwna, pozbawiona temperatury, wymiany poglądów – słowem – byle jaka. Widać, że chodziło tylko o to, żeby stworzyć pozory, żeby te prawybory się odbyły. Zresztą w ostatniej chwili znaleziono kontrkandydata dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, bo nikt się specjalnie nie kwapił.
Taki kandydat z łapanki.
– Tak można powiedzieć, zresztą chyba sam prezydent Poznania zdawał sobie sprawę, że jego szanse są znikome, ale pewnie potraktował to jako formę promocji swojej osoby oraz swoich skrajnie ideologicznie poglądów. Wynik ten nie jest zaskakujący, bo większość znaczących postaci w Platformie jeszcze przed konwencją opowiedziała się za Małgorzatą Kidawą-Błońską, podobnie jak prominentni działacze samorządowi tej formacji, w tym prezydenci Warszawy, Łodzi czy Sopotu. To może wskazywać, że Jacek Jaśkowiak jako prezydent Poznania – w ocenie swoich samorządowych kolegów z partii – nie prezentuje nurtu samorządowego. Ale to tylko potwierdza to, co pan redaktor powiedział, że był to rzeczywiście kandydat na sztukę, kandydat z łapanki. Zastanawiające jest, że tak naprawdę w Platformie nie doszło do prawyborów, że nie było chętnych.
Dlaczego?
– Bardzo możliwe, że zdecydował o tym brak wiary w zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, a w związku z tym brak woli ze strony liderów tej formacji, aby się ubiegać o najwyższy urząd w państwie. Te prawybory, kandydaci i cała otoczka wokół tego spektaklu świadczą, że kondycja Platformy jest – delikatnie rzecz ujmując – nie najlepsza, że jest to partia bez impulsu, bez programowej energii, bez dynamizmu, gdzie brakuje kolorystyki, za to jest to ugrupowanie mocno zbiurokratyzowane. Jest w tym gronie kilka osób, które pretendują do objęcia schedy po Grzegorzu Schetynie i są bardziej zainteresowani udziałem w walce o przywództwo w Platformie niż starciem z Kidawą-Błońską w prawyborach prezydenckich.
To kto jest faktycznym zwycięzcą prawyborów w Platformie?
– Grzegorz Schetyna dokonał dość sprytnego manewru, wskazując Małgorzatę Kidawę-Błońską przed wyborami parlamentarnymi jako kandydata na premiera, choć z pewnością zdawał sobie sprawę, że te wybory i tak będą przegrane dla Platformy. Tym samym pośrednio jak gdyby wskazał, że wicemarszałek Sejmu będzie naturalnym kandydatem tej partii w wyborach prezydenckich. I to był zręczny ruch, dlatego że dał Schetynie oddech i choć styczniowy termin wyborów w Platformie nie ulegnie zmianie, pozwolił mu na zbudowanie pozycji jako promotora kandydatury Kidawy-Błońskiej, która w wewnętrznej rozgrywce i tzw. prawyborach okazała się zwycięska.
Schetyna ma szansę na wygraną w wyborach na szefa Platformy?
– Moim zdaniem, wbrew pozorom Schetyna nie jest skazany na porażkę w wyborach na przewodniczącego Platformy. To jednak świadczy o miałkości personalnej partii i to nie jest tylko kryzys przywództwa, bo przywództwo Schetyny jest bardzo słabe, tym niemniej jest on jakimś gwarantem stabilizacji, a tak naprawdę stagnacji politycznej, ale jego przywództwo daje jednak możliwość zachowania pewnej spójności tej formacji politycznej. To też wynika ze słabości kontrkandydatów Schetyny, bo choć pojawiają się nazwiska Borysa Budki, Joanny Muchy czy Bogdana Zdrojewskiego, to – w moim przekonaniu – żadna z tych kandydatur nie jest w stanie chyba wygrać z Grzegorzem Schetyną, o ile ten zdecyduje się na kandydowanie.
Co przemawia za Schetyną?
– Są dwa powody – Grzegorz Schetyna ma lepsze rozeznanie, jeśli chodzi o struktury, ma też lepszy kontakt ze strukturami, i – co więcej – posiada umiejętność rozgrywania kwestii personalnych.
Wyczyścił też sobie przedpole.
– Owszem, co świadczy, że są to zręczne działania, ruchy Schetyny, które może i utrzymują jego pozycję, ale nie wzmacniają Platformy. Nie ma bowiem wątpliwości, że czas przywództwa Schetyny to czas stagnacji w Platformie. Natomiast mimo takiego kiepskiego stanu partii nie ma jasnej alternatywy dla Schetyny, to świadczy bardzo źle o całej Platformie, że ta formacja jest skazana na dryfowanie polityczne. Jednak im więcej kandydatów na szefa partii, tym lepiej dla Schetyny, bo dopiero w momencie wyłonienia jednego z trójki kandydatów: Budka, Mucha, Zdrojewski, ma on szanse na pokonanie obecnego szefa Platformy. Wydaje się jednak, że ambicje całej trójki są daleko idące, a poza tym podziały w Platformie nie są naturalne, co jest normalne w dużych partiach politycznych, że są różne skrzydła ideowe, frakcje programowe, natomiast w przypadku tej formacji mamy wprost kliki partyjne, grupy interesów, stąd trudno powiedzieć, jakie są wizje, jakie są różnice programowe, np. między Joanną Muchą, Bogdanem Zdrojewskim czy Borysem Budką. Kto wie, może Zdrojewski byłby najlepszym kandydatem, który być może byłby w stanie zmienić oblicze i wizerunek Platformy, ale w pewnym momencie został skutecznie odsunięty przez Schetynę – myślę tu o kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego, co tylko pokazuje, że Schetyna jest cynicznym graczem partyjnym rozgrywającym między różnymi koteriami.
Donald Tusk, który w sobotę promował swoją książkę pt. „Szczerze”, nie krył, że zamierza wejść w polską politykę w kolejnych wyborach parlamentarnych i kibicować Platformie i PSL. To realne? I jak ta współpraca Tuska mogłaby się układać po ewentualnej wygranej Schetyny?
– Wydaje mi się, że zapowiedzi Donalda Tuska dotyczące jakiegoś zaangażowania się w polską politykę w przyszłe wybory parlamentarne są bardzo prawdopodobne. Tak jak bardzo mało prawdopodobny wydawał się start Tuska w wyborach prezydenckich, co się zresztą potwierdziło, bo jak wiemy wybrał funkcję mniej ryzykowną szefa Europejskiej Partii Ludowej, to jego zaangażowanie w krajową politykę wydaje się bardzo możliwe. Może tu chodzić o próbę budowania szerszego układu wykraczającego poza Platformę czy też Koalicję Obywatelską, tym bardziej że wcześniejsze sygnały o dobrych relacjach Tuska z Kosiniakiem-Kamyszem chyba się potwierdzają. Myślę, że jeśli chodzi o wybory prezydenckie, to Tusk nie zaangażuje się wprost w poparcie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, natomiast będzie zachowywał pewną życzliwość wobec wspomnianych dwóch kandydatów Platformy i PSL, choć bardziej kibicując Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi. Być może będzie zalążkiem budowania bloku chadecko-ludowego, który tak naprawdę nie ma nic wspólnego z polską tradycją. Zresztą PSL, tworząc Koalicję Polską z Ruchem Kukiza, podjęło próbę pozyskania elektoratu – przynajmniej – małomiasteczkowego, nie tylko koncentrując się na elektoracie wiejskim, który w dużym stopniu utraciło na rzecz Prawa i Sprawiedliwości przy okazji wyborów do europarlamentu. I Donald Tusk – jak sądzę – będzie patronował, mniej lub bardziej aktywnie, ale będzie chciał być mentorem formacji – jak wspomniałem – chadecko-ludowej. Zresztą zarówno Platforma, jak i PSL są w EPL, której od niedawna szefuje właśnie Tusk.
To przedsięwzięcie Tuska nie będzie jednak łatwe.
– Owszem, może to być trudne zespolenie dwóch organizacji – Platformy i PSL w jeden organizm partyjny. Jeśli chodzi o Platformę, to jest bardzo możliwe, zwłaszcza w obliczu rozkładu tej formacji, natomiast jeśli chodzi o PSL, to jest to nurt mocno – oczywiście werbalnie – przywiązany do tradycji ludowej, można rzec, że pasożytuje na tej tradycji, używając jej w swojej nazwie, ale o to chyba chodzi, że nazwa PSL ma być pewną identyfikacją. Nazwa tej formacji w najbliższym czasie pewnie nie nastąpi, bo pod inną nazwą mogłyby się pojawić trudności.
Natomiast nowa formacja pojawia się na lewicy, gdzie SLD i Wiosna łączą siły i mają przybrać nazwę Nowa Lewica, która też ma wystawić swojego kandydata na prezydenta.
– Z punktu widzenia postkomunistycznego, z którym Włodzimierz Czarzasty jest jednak bardzo mocno związany, zwłaszcza jeśli przytoczyć jego ostatnie wypowiedzi o wyzwalaniu Polski przez Armię Czerwoną, to rozwiązanie jest dość ryzykowne. Można szacować, że elektorat postkomunistyczny jest jednak w Polsce obecny, może mieści się on nawet w granicach progu wyborczego, ale tak czy inaczej projekt Nowej Lewicy jest jednak bardzo ryzykowny. Sama nazwa nie pozostawia oczywiście żadnych złudzeń, jakie po tej stronie będą odniesienia, że to będą odniesienia do pokolenia 1968 roku na Zachodzie, że to będzie skrajna lewica, bardzo ideologiczna, lewica neomarksistowska, ale jednak odległa od lewicy postkomunistycznej, post PZPR-owskiej, odległa też w zakresie identyfikacji, jeśli chodzi o elektorat postkomunistyczny w Polsce.
Taka lewica w Polsce ma jakąkolwiek przyszłość?
– Myślę, że nie ma. Owszem, było już w Polsce kilka prób tworzenia takiego nurtu. Weźmy chociażby Ruch Palikota, zwany później Twoim Ruchem, ale projekt ten zakończył się porażką. Następnie powstała Wiosna Roberta Biedronia – formacja bardzo mocno nakreślona medialnie, która szybko zgasła. Połączenie z SLD wcale nie oznacza, że nastąpi wzmocnienie tego nurtu, być może na krótko tak, bo ta formacja jest w parlamencie i z pewnością jej politycy będą chcieli odcisnąć swoje destrukcyjne ideologiczne piętno, natomiast jest jeszcze pytanie o elektorat postkomunistyczny, skrajnie lewicowy, ale jednocześnie socjalny, społeczny i ten elektorat może – w jakimś zakresie – zagospodarować Partia Razem Adriana Zandberga, ale nie więcej jak w 3 procentach. To wszystko powoduje, że lewica w Polsce będzie rozbita, że próba stworzenia szerszego nurtu lewicowego jednak się nie powiodła. Nowa Lewica będzie cały czas miała konkurencję w postaci może małych, mikroskopijnych, ale w mediach liberalnych mocno nakreślonych formacji, jak Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej czy Zieloni. Jednak pełna integracja środowisk lewicowych nie nastąpiła.
Przez cztery lata ugrupowania lewicowe będą w Sejmie, a więc ich głos będzie bardziej donośny. Nic zatem dziwnego, że Biedroń mówi, iż udało się połączyć trzy pokolenia lewicy i odnieść sukces.
– To jest też bilans przywództwa Grzegorza Schetyny, czyli wzmocnienie tej nowej lewicy, lewicy ideologicznej. Jest zatem pytanie, czy Grzegorzowi Schetynie zabrakło wyobraźni, że wzmacniał lewą stronę? Wydaje się jednak, że nie, że to był świadomy zabieg, żeby rozbudowywać obóz antypisowski nawet za pomocą tak radykalnego ruchu politycznego. Schetyna – rzec można – podzielał czy wyrażał hasła, które teraz będzie głosiła Nowa Lewica. Może to oznaczać również ograniczenie bazy społecznej Platformy, a więc może to być strzał w stopę, który Grzegorz Schetyna zafundował Platformie, wchodząc w alians z lewicą.