Karkołomna strategia prawicy

Aktualności

Z dr. Krzysztofem Kawęckim, politologiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Jak odczytuje Pan skandaliczną wypowiedź Włodzimierza Czarzastego o wyzwoleniu Polski przez Sowietów. Czyżby Lewicy zależało na narzuceniu narracji sowieckiej?

– Zdecydowanie tak. Lewica nie zrezygnowała z walki o przekaz historyczny – właśnie w duchu postpeerelowskim, postkomunistycznym, w tym przypadku wpisującym się nawet w narrację sowiecką. A zatem jest to też element walki kulturowej, walki o świadomość Polaków. Natomiast cała ta sytuacja pokazuje też, zwłaszcza w kontekście zapowiadanego połączenia SLD z Wiosną Roberta Biedronia, że Lewica będzie dążyła do stworzenia nowej tożsamości politycznej polegającej na połączeniu haseł ideologii gender – w tym wypadku w wykonaniu Wiosny z postkomunistyczną nostalgią historyczną wyrażaną przez SLD, a w tym konkretnym wypadku przez lidera tej formacji Włodzimierza Czarzastego.

Da się to pogodzić?     

– Okazuje się, że jednak daje się pogodzić te dwa nurty. Chociaż – jeszcze bodajże 10 lat temu – Leszek Miller, który w tym czasie był szefem SLD, uważał, że nowoczesna Lewica nie może kojarzyć się tylko z wrażliwością społeczną i rozdziałem Kościoła od państwa, ale odwoływał się wówczas do zachodnich polityków socjaldemokratycznych jak Gerhard Schroeder czy Tony Blair. Od tego czasu nastąpiła – niestety – zdecydowana radykalizacja Lewicy postkomunistycznej w kierunku postulatów, które można wiązać z głoszoną na zachodzie ideą tzw. nowej lewicy, a zatem można powiedzieć, że w tej chwili zmierza to w kierunku polskiego zapateryzmu. Z jednej strony widać, że tak, bo nie mamy protestów ze strony przedstawicieli Wiosny. Dlatego że ideologia genderyzmu niszczy człowieczeństwo, rodzinę, a ten przekaz wyrażany np. przez Włodzimierza Czarzastego to są działania, które uderzają w pamięć historyczną, we wspólnotę narodową. Zatem jest to dopełnienie – niszczenie zarówno jednostki, jak i rodziny oraz Narodu także w ten sposób, bo jest to uderzanie w pamięć historyczną. Bez tej pamięci historycznej, bez właściwego rozumienia historii trudno mówić o konsolidacji wspólnoty narodowej. Poza tym wydaje się, że ten nurt światopoglądowy, skrajnie ideologiczny, lewicowy czy też lewacki w SLD cały czas był obecny – w mniejszym bądź w większym zakresie. W tej chwili niewątpliwie stał się dominujący i dlatego to połączenie nie budzi sprzeciwu jednej czy drugiej strony i ta ideologia jest płynnie wprowadzana. Myślę, że jest to realizacja – jak wspomniałem wcześniej – polskiego zapateryzmu. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, to co najmniej od 2011 roku mamy próbę budowania takiego obozu politycznego. W tym wypadku jest to SLD, w którym ten ideologiczny nurt występował dość mocno.

Rok 2011 był zatem przełomem?

– Chodzi o pewien kamień milowy w tej ideologicznej progresji, którym był Ruch Palikota, nazwany później Twoim Ruchem w latach 2011-2015, który już wcześniej głosił postulat wprowadzenia tzw. rejestrowanych związków partnerskich, czy – jak to wówczas określano –  liberalizację ustawy dotyczącej aborcji, a zatem poszerzenia możliwości dokonywania zabiegów zabijania nienarodzonych dzieci. Te postulaty po upadku Ruchu Palikota przejęła Nowoczesna, która była kontynuacją procesu politycznego Palikota w sferze obyczajowej. Po załamaniu Nowoczesnej pałeczkę przejął Robert Biedroń ze swoim ruchem Wiosną. Projekt też szybko upadł i dzisiaj mamy już czwartą organizacyjną próbę tworzenia ruchu na lewicy, a więc połączenie SLD i Wiosny. Przeszłość pokazuje jednak, że te ruchy polityczne oparte na tego typu hasłach mają jednak dość krótki żywot polityczny i prędzej czy później się marginalizują, tracąc poparcie społeczne.

Efekt nowości jest krótkotrwały?    

– Dokładnie, bo brakuje fundamentu, a te, które stoją u podstaw tworzenia takich formacji, są niestabilne. I być może również teraz, w przypadku tworzenia nowego ruchu czy partii na Lewicy jest podobnie, stąd uważam, że ten projekt czy projekty mogą podzielić los wcześniejszych takich prób. Oczywiście mamy tu do czynienia z dość silną strukturą SLD, która jest wiodąca i bez SLD nie byłoby tego projektu.

Widać, że postkomuniści w sensie politycznym przetrwali…

– Owszem. Nie tylko że przetrwali, ale co więcej dostali się do parlamentu i tak to niestety wygląda.

Problemu nie byłoby, a przynajmniej nie byłby tak głośny, gdyby Grzegorz Schetyna nie wskrzesił Lewicę, wstawiając na listy do Parlamentu Europejskiego prominentnych działaczy z okresu PRL, robiąc SLD czy szerzej Lewicy reklamę.

– To był moment absolutnie przełomowy, dlatego że w konsekwencji Grzegorz Schetyna pozwolił powrócić Lewicy do parlamentu. Bez udziału w parlamencie, bez własnej reprezentacji politycznej ta strategia SLD i sojuszników tej formacji wyglądałaby zupełnie inaczej i to ich oddziaływanie byłoby mniej niebezpieczne. W tej chwili SLD czy też Lewica niestety ma swoją polityczną reprezentację w parlamencie i podejmuje bardzo zdecydowane i ofensywne działania. Są to m.in. niepokojące zapowiedzi wprowadzenia różnych rozwiązań, jak legalizacja tzw. związków partnerskich czy chociażby ustawy rozszerzające prawo aborcyjne, które uderzają w rodzinę czy w ogóle w ład społeczny. Można się zatem spodziewać, że niestety to zjawisko będzie postępowało. Te postulaty będą sztandarowe, będą dominowały w działaniach parlamentarnych Lewicy, ale nie byłoby Lewicy bez działania Grzegorza Schetyny, który personalnie odpowiada za wprowadzenie działaczy SLD na listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego, i niektórzy z dawnych prominentnych działaczy peerelowskich dostali się i dzisiaj są reprezentantami Polski w Brukseli.

Który z przeciwników jest bardziej na rękę Prawu i Sprawiedliwości: Platforma ze Schetyną i przybudówkami czy SLD z całkowitym światopoglądowym skrętem w lewo? Jeśli bowiem popatrzeć na działania, to Zjednoczona Prawica też tutaj nie jest bez winy.

– To prawda, Zjednoczona Prawica przyjęła bardzo ryzykowną strategię – może nie wzmacniania Lewicy, co raczej walki z Platformą poprzez promowanie pewnych egzotycznych postaci. W ten sposób w czasie kampanii wyborczej, ale też wcześniej, w pierwszej fazie, kiedy politycy Lewicy pojawiali się w sposób nadreprezentatywny do ich ówczesnych możliwości, w mediach publicznych próbowano w ten sposób marginalizować Platformę z lewa, i stworzyć pewną konkurencję dla Platformy, co było widoczne. Wtedy prezentowali się ci politycy Lewicy, którzy nie wchodzą zbyt mocno w spór między Platformą a PiS, starali się podkreślać dystans, akcentując swoje podejście merytoryczne, ale to też była taktyka ze strony SLD, bo później – już w trakcie kampanii wyborczej – formacja ta wysuwała bardzo radykalne hasła, często obrażające m.in. ludzi wierzących. Była to zatem karkołomna strategia Zjednoczonej Prawicy, strategia wyganiania diabła Belzebubem. Dzisiaj widać bowiem, że SLD jest formacją, która cieszy się też coraz większym wsparciem, w sytuacji gdy Platforma może ma i może mieć jeszcze poważniejsze problemy, np. przy okazji wyborów prezydenckich, i nie jest wykluczone, że formacja ta może ulec rozkładowi, a w perspektywie powiedzmy pół roku – nawet zniknąć z politycznej sceny. W związku z tym Lewica jest na fali wznoszącej, co jest bardzo niebezpieczne, powiedziałbym nawet, że bardziej niebezpieczne niż Platforma.

Dlaczego?

– Platforma przypomina twór – partię bardzo mocno zbiurokratyzowaną, wcześniej piastującą władzę, którą utraciła, a zatem dynamizm uległ pewnemu osłabieniu. Natomiast jeśli chodzi o Lewicę, to w najbliższym czasie – wszystko wskazuje, że nastąpią zmiany pokoleniowe, do głosu dojdą ludzie młodzi, którzy będą podnosili może nie tyle hasła, o których dzisiaj mówi Włodzimierz Czarzasty, a więc hasła historyczne, bo to jest raczej głos działacza postkomunistycznego, ale bardzo mocno będą podnosić kwestie natury obyczajowej.

Wspomniał Pan o zapraszaniu działaczy Lewicy do narodowych mediów publicznych, którzy mieli zastąpić bojkotujących te media polityków Platformy. Czy to też nie było darmową reklamą dla SLD i de facto politycznym błędem?

– Tę okazję, jaką im stworzono – nie chciałbym wchodzić tutaj w personalia, ale zabiegi niektórych osób pozwoliły na zbudowanie pewnego gruntu pod działania, które miały i de facto nastąpiły później, a tym samym Lewica dopięła swego. Efekt jest taki, że będąc w politycznym czyśćcu, nagle znaleźli się w niebie i dzisiaj są w Sejmie. Tego typu działania – poprzez niektóre osoby – miały pokazywać, oswajać także wyborców centrowych, a być może nawet niektórych wyborców PiS, żeby stracili pewną wrażliwość antykomunistyczną, że niby nowa lewica, nowi ludzie. Tymczasem w telewizji publicznej zaczęli gościć politycy mocno związani z dawnym SLD czy nawet z PRL, gdzie odgrywali istotne role. Dopuszczono też komentatorów związanych z Lewicą, a wcześniej z SLD, a nawet z PZPR czy innymi formacjami lewicowymi i oni również zostali wprzęgnięci i brali udział w tym mocnym ataku na Platformę. I w tym zakresie media publiczne mają również swój udział, także w wylansowaniu – w dużym stopniu – Lewicy. Jednocześnie bardzo mocna retoryka, jaka się pojawiała, i niepotrzebne wypowiedzi poważnych polityków PiS, jak prezesa Kaczyńskiego czy premiera Morawieckiego w kontrze do marginalnych polityków SLD typu Klaudia Jachira itd., którzy mieli na celu tylko to, żeby ich przekaz istniał w mediach. Ta polaryzacja miała pokazywać PiS jako przeciwwagę do Platformy i jedynego realnego obrońcę wartości.  

Dziękuję za rozmowę.

Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/polska-kraj/215897,karkolomna-strategia-prawicy.html?d=1