Było to ładnych parę lat temu. Daleko od Polski, w jednej z Ameryk, urodziny świętował niezwykle bogaty i wpływowy człowiek. Na tę prywatną uroczystość zjechało siedmiu prezydentów z różnych krajów oraz inni goście. Wśród nich także przybysze znad Wisły.
Widząc ich, dobroduszny gospodarz, nawiązał do sytuacji politycznej w naszym nieszczęśliwym kraju. A u was w Polsce, jak zwykle, zagadnął, PiS i Platforma, Platforma i PiS. Dwa konie, które się gryzą i ścigają. Tylko mało kto wie, że właściciel stadniny jest ten sam. Ha, ha, zaśmiał się rubasznie. Nikt nawet nie próbował polemizować. Ani świeccy, ani duchowni. I to nie tylko dlatego, że zapraszający kupował im bilety na samolot i pokrywał koszty pobytu. Byli przekonani, że tak jest i być musi. Od tego czasu wiele wody w Wiśle upłynęło i równie wielu polityków PiSu i Platformy pozamieniało się na uprząż, siodła i derki. Nadal jednak łączy ich wspólny interes: nie dopuścić innych, aby przypadkiem nie wygrali żadnej gonitwy w wyścigu. Najlepiej już w przedbiegach, wyeliminować ich lub zniechęcić. Tych z innej stadniny, oczywiście. Nad którymi właściciel nie ma kontroli. Nie inaczej dzieje się w przygotowywanych wyborach prezydenckich. Co tam regulamin, konie czy inni jeźdźcy. Nikt nie ma szans tylko oni. Ci dwaj. Czy aby jednak na pewno? Idzie bowiem o sprawę bardzo ważną. Demokrację. Kwintesencją demokracji są wybory. Każdemu powinno zależeć, aby jak największa liczba obywateli brała w nich udział. W formie czynnej i biernej.
Każdy z kandydatów na Prezydenta Polski przedstawił ponad 100 tysięcy podpisów. Ja również. Mówiło mi też bardzo wiele osób, że gdybym nie startował, to nie poszli by oni w ogóle na głosowanie. Po prostu nie mieliby na kogo oddać głosu. A tu angażują się w kampanię. Działają. Przekonują innych. To jednak budzi niepokój układu. Dlatego też media rządowe oraz te pokryte inną derką, milczą o starcie blisko połowy kandydatów. Większość sondażowni nie ujmuje ich w swoich badaniach. Nie macie szans, pohukują jedni. Przekażcie swoje głosy na jednego z dwóch najbardziej rozpoznawalnych kandydatów i zrezygnujcie, zachęcają drudzy. Słysząc to, znajomy PR-owiec chwycił się za głowę. Powiedz im, sugerował, niech usiądą, wezmą głęboki oddech, zastanowią się czym jest demokracja, jeszcze do tego łyk zimnej wody i już więcej tego nie powtórzą. No tak, ale jeśli ktoś nadal będzie kazał im to powtarzać. Tylko kto?
Są tacy filantropii z którymi ciężko walczyć nawet prezydentowi USA Donaldowi Trampowi. On wskazuje ich jednak z imienia i nazwiska. U nas to wciąż ociera się o spiskową teorię dziejów. A to żaden spisek, tylko czysty biznes. Wielu przecież burmistrzów miast w Polsce deleguje na poziomie lokalnym do głównych partii politycznych swoich znajomych i rodzinę, aby je kontrolować. To jest fakt. Opcje się zmieniają, a dajmy na to taki burmistrz, zawsze rozdaje karty. Łudziłby się ktoś sądząc, że wyżej jest inaczej. Co więcej, bardzo wielu polityków cieszy się, że ma właściciela, o pardon – patrona. Tak się przyzwyczaili, że innych ciągle pytają: Kto za tobą stoi? W głowie im się nie mieści, że za kandydatem na prezydenta może stać obywatel, czyli wyborca, który jeszcze nie wybrał, bo wyborów nie było. Tymczasem w obozie dziwnych układów, dziwny spokój. Marszałek Sejmu z PiS Elżbieta Witek ogłosiła nowy termin wyborów. Uczyniła to na 70 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej stanowi, że Marszałek Sejmu zarządza wybory Prezydenta RP nie później niż na 75 przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta – Art. 128-ust 2 Konstytucji. Czyli 5 dni za późno. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest nie to, że ewidentnie złamano Konstytucję, lecz, że tym razem Platforma Obywatelska w ogóle nie protestuje. Cicho sza. Co więcej, PiS ustami pełnomocnika obecnego prezydenta zdeklarował pomoc w zbieraniu podpisów kandydatowi PO. Cuda jakieś czy co? Czyżby ucichły waśnie i spory? A może właściciel Polski wybrał już prezydenta?
Serdecznie dziękuję Państwu za uwagę.